Archiwum 07 marca 2009


mar 07 2009 wywalczyckase
Komentarze: 1

    Na niewielkiej polance, w samym sercu bawarskiej części Alp, siedziało dwóch drwali. Przygotowywali się do kolejnego dnia ciężkiej pracy przy wyrębie lasu. Rozmowa toczyła się leniwie, dotykając zupełnie nieistotnych tematów. Jeden z mężczyzn ostrzył siekierę, podczas gdy drugi zajmował się czyszczeniem metalowego kociołka. Z pewnością kontynuowaliby swoje czynności jeszcze przez pewien czas, lecz nagle coś zaszeleściło w krzakach. Mężczyzna zajmujący się naczyniem wytężył słuch i szepnął do swojego towarzysza:
 - Tam w krzakach. Tam ktoś jest.
 - Nie ruszaj się, zajdę go z boku.
To mówiąc drugi z robotników chwycił siekierę i kocim krokiem obszedł polanę dookoła. Wszedł między zarośla ... Nagle rozległ się przeraźliwy okrzyk: "Aaarghh". Drugi z mężczyzn natychmiast podskoczył. Chwycił nóż i pobiegł na sam środek polany. Bał się wejść w las, w którym wciąż panował poranny półmrok  Na wrzosowisku czuł się bezpieczniejszy. Rozglądał się uważnie na boki, kręcił wokół własnej osi, nie chcąc dać zajść się od tyłu tajemniczemu napastnikowi. Hektolitry adrenaliny wdzierające się strumieniem do jego żył pobudziły go do maksymalnego wysiłku. Czekał. Minęło kilka sekund, które wydały mu się wiecznością. Nagle, w gęstwinie po drugiej stronie polany, usłyszał szelest. Obrócił się gwałtownie i znów wytężył słuch na krótką chwilę. Zbyt długą... Jakiś ciężar runął mu na plecy i powalił na kolana. Poczuł jak coś zimnego wbija mu się w skórę w kilku miejscach. Oczy zaszły mu mgłą. Padł na ziemię. Ciepło i zapach spływającej po ciele krwi wprawiły go w panikę. W ostatnim wysiłku napędzanej strachem woli próbował obrócić się i wtedy poczuł jak coś rozdziera mu skroń. Wszystkie siły uciekały z niego niczym powietrze z przebitego balonu. Udało mu się w końcu odwrócić. Ostatnim obrazem jaki zobaczył przed śmiercią byli ludzie w czarnych mundurach...


***
Alpy bawarskie - zamek Neuschwanstein 07.11.1943  06:35

- Jawohl herr general. Testy przebiegły pomyślnie. Obiekty zachowały się zgodnie z założeniami. Faza druga zakończona.
- Wszystko przygotowane do fazy trzeciej ?
- Jawohl. Obiekty gotowe do drogi.
- Proszę rozpocząć operację Zwerg pułkowniku.
- Jawohl herr general.


***
Stalingrad  - al. Bohaterów Rewolucji 21.11.1943  15:20

    Sierżant Armii Czerwonej Wasiliew uniósł manierkę. W środku wciąż znajdowało się sporo wódki. Pociągnął duży łyk i podał go jednemu ze swoich żołnierzy.
- Patrzcie Jetolew. Szwaby uciekają jak szczury. Jeszcze z tydzień i będzie po nich. A jeszcze nie tak dawno wydawali się niepokonani.
- Czart z nimi hula towarzyszu sierżancie. Ja tam nie będę spać spokojnie póki wciąż są tak blisko.
- Ech, nie gadajcie takich rzeczy Jetolew. Lepiej wyczyśćcie karabin. Za chwilę ruszamy w kierunku stacji. Czeka nas wspaniałe zwycięstwo dla Ojczyzny.

    Wasiliew choć na zewnątrz pewny siebie, w duchu przeklinał na czym świat stoi. Przeżył już kilka "wspaniałych zwycięstw" i wiedział, że z każdego szturmu dzielnych czerwonoarmistów nie wracał co trzeci żołnierz. Czasami, gdy obrona niemiecka była wyjątkowo zaciekła, nie wracały całe oddziały. A znajdujący się w coraz gorszej sytuacji Niemcy ze szczególną furią bronili miejsc, dzięki którym mogli otrzymać jakiekolwiek dostawy zaopatrzenia. Wojska radzieckie rozpoczęły właśnie operację mającą na celu okrążenie miasta i szala bitwy o Stalingrad przechylała się wyraźnie na ich korzyść. Jakie to jednak miało znaczenie dla sierżanta, gdy mógł za chwilę zginąć pod ostrzałem własnej artylerii, która z pewnością otworzy ogień za wcześnie i w dodatku niecelnie, albo zastrzelony przez jednego z niemieckich snajperów, którzy siali postrach w okolicy. Najgorsze niebezpieczeństwo czyhało jednak za plecami. "Ani kroku wstecz" brzmiał rozkaz i komisarze polityczni prześcigali się w jak najgorliwszym przestrzegniu go. Co za pech, myślał Wasiliej, że gdy bitwa o Stalingrad być może zmierzała już ku końcowi, to właśnie teraz przyszło mu poprowadzić pierwsze natarcie na stację kolejową. Cóż można było na to poradzić? Nie było innego wyjścia jak wziąść karabin, ruszyć przed siebie i nie dać się zabić. Tak też uczynił. Sprawdziwszy gotowość plutonu do akcji, wymienił magazynek w swojej pepeszy i dał hasło do wymarszu. Ruszyli w kierunku najbliższych zabudowań znajdujących się poza kontrolą rosyjskich karabinów maszynowych...


***
Stalingrad  - sztab generała von Paulusa 21.11.1943  15:22

    Generał von Paulus czytał właśnie raporty frontowe swoich oficerów, gdy do jego pokoju wbiegł bez pukania adiutant.
 - Panie generale. Nasz radiowiec otrzymał pilną, zaszyfrowaną depeszę z Berlina.
 - Od kogo ? Pokaż ją.
 - Podpisana przez samego fuhrera.
 - Pokaż no.

    Depesza ze sztabu generalnego Rzeszy nie była ostatnio rzadkością. Pomimo, że coraz trudniej było przekazać cokolwiek do broniącej się w Stalingradzie armii niemieckiej i nie docierały już prawie żadne transporty aminucji ani żywności, to kolejne rozkazy Hitlera napływały w coraz większych ilościach. Im mniej paliwa i amunicji, tym więcej wspaniałych pomysłów fuhrera. Generał był rozgorczyony. Rosjanie zamykali pierścień okrążenia i sytuacja stawała się pomału katastrofalna. Tego ranka przeczytał kilka kolejnych druzgocących raportów mówiących o odcięciu ostatniej stacji kolejowej znajdującej się w ich rękach. Toteż znacznie bardziej oczekiwał kilku dywizji rozcinających rosyjskie okrążenie i regularnego zaopatrzenia niż słów wsparcia i niemożliwych do zrealizowania rozkazów.

"
Generał von Paulus
Dowódca 6 Armii

Tajne, specjalnego znaczenia.

Dnia 10 października do stacji Stalingrad 3 ma dotrzeć specjalny transport. Zawiera niezwykle cenną przesyłkę - nową tajną broń Rzeszy mogącą wpłynąć na przebieg bitwy o Stalingrad, a nawet całej wojny. Natychmiast po przybyciu transportu za wszelką cenę i przy użyciu wszelkich możliwych środków przejąć dwanaście skrzyń opatrzonych kryptonimem "Zwerg" oraz pięć osób personelu naukowego.
W razie pojawienia się groźby przejęcia transportu przez wojska nieprzyjaciela niezwłocznie i za wszelką cenę zniszczyć całą zawartość skrzyń oraz zlikwidować załogę.
"

- Cholera. Znowu te konspiracyjne bzdury. A nie mogliby podesłać nam zwykłych skrzyń z aminucją i żywnością? Oni nigdy nie dorosną. Siedzą sobie w Berlinie i bawią w te swoje wunderwaffe, a my tu zdychamy z głodu. Kapitanie ! Czy mamy jakieś nowe wieści ze stacji  ?
- Dwa dni temu odbiliśmy ją z rąk Rosjan. Dziś rano obrona stacji donosiła przez radio o zwiększonej aktywności wroga w okolicy. Prawdopodobnie szykuje się do szturmu.
- Prawdopobnie to od kilku godzin odcięte są linie kolejowe. Ten transport nie ma szans tu dotrzeć - jak wiele innych. Tajne bronie. Wunderwaffe. Głupie brednie! Wojny wygrywa poświęcenie i odwaga żołnierzy, a nie cudowne bronie naukowców. Zamiast pozwolić nam się wycofać i przegrupować do kontrataku, fuhrer poświęca się głównie swoim zabawkom.

    Adiutant nic nie odpowiedział. Generał, znajdując się w Stalingradzie, mógł sobie pozwolić na krytykowanie dowództwa, a nawet samego fuhrera. Adiutant był tylko kapitanem i wolał nie sprawdzać, czy Gestapo działa sprawnie pod radzieckim ostrzałem. W myślach przyznał jednak rację generałowi. Stalingrad był stracony. Dobrze o tym wiedzieli. Jak również o tym, że nie mogą się wycofać, bo zostaną uznani za zdrajców. Pozostał im tylko bój na śmierć i życie. I nikła szansa na zwycięstwo. Z każdym dniem coraz mniejsza. Gdy widzieli jak za każdego zabitego żołnierza radzieckiego pojawiało się dziesięciu nowych, to duch bojowy upadał. A na dodatek mieli teraz pilnować jeszcze jakiegoś głupiego transportu...


 
***
Stalingrad  - al. Bohaterów Rewolucji 21.11.1943  15:25

    Szeregowy Towajnin przebiegł schylony z jednej strony ulicy na drugą. Nie było strzałów. Schował się za załomem muru, podniósł karabin i wycelował w budynek na końcu aleji - dobre sto pięćdziesiąt metrów przed nim. Spoglądając przez lunetkę celowniczą mierzył od okna do okna. Próbował wychwycić jakikolwiek ruch i w razie niebezpieczeństwa dać ogień osłonowy swoim kolegom, którzy ruszyli po nim. Przeskakiwali po kilkanaście metrów - od domu do domu. Zawsze dwóch biegło, a dwóch ubezpieczało. Potem kolejna czwórka po drugiej stronie ulicy, kolejna za nimi i tak dalej. Niezwykła organizacja jak na armię czerwoną. Sierżant Wasiliej znał jednak swój fach i nie zamierzał zginąć tego dnia. "Oby tylko artyleria nie zaczęła ostrzału zanim dotrzemy do celu" - powtarzał sobie w myślach.

    Dotarli do skrzyżowania. Jak wiele skrzyżowań w Związku Radzieckim, a w szczególności w mieście noszącym nazwę ich ukochanego przywódcy, także to było przesadnie wielkie i ozdobione wielkim pomnikiem. Może kiedyś był to Lenin machający do tłumów, a może Lenin ściskający robotników, lub Stalin pozdrawiający traktorzystów ? Teraz nie dało się już tego sprawdzić. Wybuch artyleryjski rozerwał górną część monumentu, pozostawiając tylko nogi. Aleja Rewolucji krzyżowała się z ulicą Palinki, na której końcu znajdowała się stacja kolejowa. Stacja była z pewnością dobrze ufortyfikowana. Można było spodziewać się gniazd karabinów maszynowych oraz być może okopanego działa przeciwpancernego. Wasiliew nie był jednak wcale zdziwiony, że dowództwo wysłało ich najtrudniejszą drogą. Byli jednym z najbardziej doświadczonych plutonów w dywizji i choć jak wszędzie było u nich kilku zupełnie nowych żołnierzy, to trudno było oczekiwać, że w samobójczą misję wyślą kogoś innego. Ich głównym zadaniem było zajęcie dwóch budynków przy ulicy Palinki, następnie nakierowanie przez radio ostrzału artyleryjskiego i wreszcie zdobycie głównego budynku stacji podczas gdy inne oddziały uderzą na tyły i zajmą zaplecze. Zadanie łatwo sformułowane, ale prawie niewykonalne.

    Stojąc za rogiem narożnego domu spojrzał na skrzyżowanie. Niemcy nie zajęli żadnego z pobliskich domów, lecz wchodzenie do nich było ryzykowne. Po pierwsze z racji na to, że były to ruiny grożące zawaleniem, a po drugie dlatego, że przez dziury i okna mogli być dostrzeżeni przez przeciwnika za wcześnie. Trzeba było rozegrać to inaczej...

    Sierżant gestem nakazał trzem żołnierzom przeczołganie się do wielkiego kawałka betonu oderwanego od pobliskiego budynku. Potem skinął na snajpera aby podszedł do niego. Wytłumaczył mu swój plan. Był tak prosty, że jak sądził nawet prosty drwal syberyjski, któremu rola snajpera dostała się z uwagi na celne oko, zrozumie go.
- Towajnin. Jak zacznie się strzelanina wychylcie się za mur i spróbujcie wyeliminować karabiny maszynowe. My podciągamy do tamtego wraku i do budynków obok i dajemy ogień zaporowy. Wtedy wy biegniecie do nas.
- Tak jest towarzyszu sierżancie.

fyjkol : :